Powyższy tytuł wtajemniczonym kojarzy się jednoznacznie z fragmentem tekstu zespołu Wiewiórka Na Drzewie i kultowym Biegiem Rzeźnika. Trzynasta edycja tego legendarnego biegu przeszła już do historii i przez wiele także nie biegających osób zostanie zapamiętana ze względu na nagłośniony medialnie brak zgody na Bieg ze strony Bieszczadzkiego Parku Narodowego i zmianę trasy w ostatniej chwili.
Ale nie o tym będzie ten tekst … Bieg Rzeźnika to w tym roku cała seria imprez biegowych o różnym stopniu trudności odbywająca się już po raz drugi pod nazwą Festiwalu Rzeźnickiego. Niektórzy powiedzą, że w tej chwili bieg mocno się skomercjalizował i nie jest taki sam jak na początku … ale to ciągle marzenie wielu biegaczy. Co wyróżnia go spośród coraz większej liczby biegów ultra …? To bieg którego nie da się ukończyć w pojedynkę … Cała jego trudność i magia to oprócz niesamowitych bieszczadzkich krajobrazów także konieczność pokonania trasy w parze. Kilkanaście godzin wspólnej walki na górskiej trasie oznacza że wybór „biegowego partnera” powinien być dobrze przemyślany, a dodatkowo trzeba trafić z „formą” w tym samym momencie. Z naszej Grupy w Biegu Rzeźnika wystartowały dwie drużyny, oprócz mnie i Artka z trasą zmierzyła się Marta i Bogdan. Ale po kolei …
„Rzeźnik” chodził nam po głowie od dawna … zaczęliśmy z Artkiem na poważnie rozmawiać po niezbyt udanym starcie w październikowym Maratonie Rzeszowskim i wtedy zapadła decyzja, że spróbujemy. Bieg Rzeźnika słynie także z tego, że ze względu na dużą liczbę chętnych nie tak łatwo się na niego zapisać, po rejestracji na stronie organizatora trzeba mieć sporo szczęścia w losowaniu. Gdy stało się jasne, że pobiegniemy ruszyliśmy mocniej z treningami, długie wybiegania, treningi w terenie, uzupełnianie niezbędnego sprzętu. Zgodnie z planem udało nam się trzykrotnie pojechać w Bieszczady i przebiec „starą” trasę Rzeźnika etapami, co dało pewne pojęcie o bieganiu w górach jak również uzmysłowiło jak ciężka czeka nas próba … Po drodze start w Zimowym Maratonie Bieszczadzkim i kolejne tygodnie treningów, spore jak dla nas objętości. Obydwaj nie mieliśmy żadnego doświadczenia w biegach ultra dlatego traktowaliśmy Rzeźnika jako przygodę i wyzwanie bez presji na wynik.
Im bliżej biegu tym bardziej zaczynało być nerwowo, prawie połowa trasy została przez organizatorów zmieniona w ostatniej chwili, dodatkowo trzy dni przed startem dopada mnie infekcja.. Ale nie ma wyjścia, trzeba podjąć wyzwanie. Do naszego teamu dołącza Paweł i Andrzej na których opieramy całą logistykę na punktach z „przepakami”, planujemy szczegółowo posiłki, sprzęt który będziemy mieć w plecakach i to co będzie nam potrzebne na kolejnych etapach biegu.
Na nocleg docieramy ok. 21-ej, ostanie ustalenia, sprawdzenie sprzętu i kładziemy się spać ok. 22-ej, nikt nie może jednak zmrużyć oka, 0:35 pobudka, szybki posiłek i jedziemy autem na start w Komańczy. Punktualnie o 3:00 strzałem ze strzelby rozpoczyna się XIII Bieg Rzeźnika, ponad tysiąc biegaczy z czołówkami rusza, biegniemy powoli, pilnując się wzajemnie, zgubienie się w takim tłumie nie jest trudne.. Po czwartej robi się jasno, latarki lądują w plecaku, pogoda nam sprzyja, nie pada, ale w lesie panuje duża wilgotność. Od początku pilnujemy picia i odżywiania, staramy się biec jak najbardziej ekonomicznie, wzniesienia pokonujemy marszem, nadrabiając na zbiegach. Po czterech godzinach wybiegamy w Cisnej, kierując się na boisko Orlika, Paweł z Andrzejem już czekają, uzupełniamy wodę i izotonik w bukłakach, jemy posiłek, zmiana koszulek, łyk coli i ruszamy dalej. Drugi etap zaczyna się od długiego podejścia na Małe Jasło. Po drodze mija nas Tomek Komisarz zwycięzca Rzeźnika Ultra sprzed kilku dni, ucinamy sobie krótką pogawędkę. Mijamy kolejne szczyty Jasło, Okrąglik i docieramy do Fereczatej skąd czeka nas „wyjątkowy” zbieg do drogi Mirka, mięsnie czworogłowe dość mocno to odczuwają, dalej drogą szutrową docieramy do 50 km na drugi „przepak”. Tam spotykamy oprócz chłopaków także Artka rodzinę, zmieniamy buty, koszulki, a zupka pomidorowa Pawła i masaż „czwórek” w wykonaniu Andrzeja stawiają nas na nogi. Wybiegamy na trzeci etap, przed nami nieznana część trasy i bardzo trudne podejście na Paportną i Rabią Skałę. Podejście wydaje się nie mieć końca, cały czas w górę, po godzinie pokonujemy tylko cztery kilometry. Zmęczenie zaczyna narastać, choć widoki w pewien sposób to rekompensują. Na 60 km mam już dość, Artek pokrzykuje, odwraca moją uwagę od zmęczenia i bólu, zwalniamy ale nawet na moment nie zatrzymujemy się, trasa prowadzi raz w dół raz w górę, podejścia wydają się być wytchnieniem, zaś każdy zbieg boli… Kierujemy się dalej szlakiem granicznym do Okrąglika i w dół do Przełęczy nad Roztokami, gdzie zlokalizowano punkt nawadniania na 66. kilometrze. Oczywiście Paweł i Andrzej już są, niestety nie mogę już zjeść normalnego posiłku, uzupełniam tylko płyny, Andrzej robi krótki masaż i ruszamy dalej. Kolejne kilometry ciągną się w wieczność, zaczynają się myśli ile jeszcze do końca … Na 75 km ktoś mówi że został tylko długi zbieg i 3 km po asfalcie, łapię wiatr w żagle, jakimś cudem przyśpieszamy, jesteśmy na drodze, mijamy kilka par, za zakrętem słychać metę, finiszujemy po 13 godzinach i 11 minutach. Meta smakuje wybornie.
Szczęście jest ogromne, zrobiliśmy to !!! Czułem się tak mijając metę pierwszego maratonu trzy lata temu. Jesteśmy ultrasami, lepszego debiutu nie można było sobie wymarzyć. W imieniu Artka i swoim chciałbym szczególnie podziękować Pawłowi i Andrzejowi za mistrzowskie wsparcie na biegu i pomoc w trudnych momentach. Dziękuję również naszym rodzinom za wyrozumiałość i cierpliwość przez te kilka miesięcy przygotowań. Bez Waszego wsparcia nie udałoby się nam wystartować w tym Biegu. Podziękowania również dla wszystkich życzliwych kolegów, znajomych którzy w jakikolwiek sposób wspierali nas przy tym projekcie.
Teraz czas na zasłużony odpoczynek … Do zobaczenia na innych biegowych trasach. Emocje powoli opadają, ale wspomnienia i duma pozostaną na zawsze….
Jacek
Galeria: https://www.jgbsokol.pl/galeria/nggallery/jgb-sokol/XIII-Bieg_Rzeznika