Trzecia edycja Maratonu Roztoczańskiego jak żadne inne zawody budziła od samego początku wiele kontrowersji związanych z wydarzeniami na Ukrainie. Kolejne tygodnie przynosiły zaostrzenie sytuacji, media mówiły o ofiarach i trwającej wojnie. W takiej sytuacji organizatorzy stanęli przed dylematem czy zawody powinny w ogóle odbywać się na terytorium Ukrainy, priorytetem stało się odpowiednie zabezpieczenie trasy i bezpieczeństwo uczestników.
Ponad 42-km trasa maratonu łączy dwa partnerskie miasta po obu stronach granicy polsko – ukraińskiej: Lubaczów i Jaworów. Bieg startuje co roku na przemian z Lubaczowa i z Jaworowa.
W tym roku biegacze zmagania rozpoczęli na lubaczowskim rynku, po raz pierwszy przekraczając polsko – ukraińską granicę na nowo otwartym przejściu granicznym w Budomierzu – Hruszowie. Większość trasy, ponad 30 km przebiegała po terytorium Ukrainy z finiszem w Jaworowie.
Na Maraton wybrałem się wspólnie z Arturem i Pawłem oraz ich rodzinami. Rozmawiając z kolegami, którzy startowali w pierwszych dwóch edycjach oraz przeglądając profil trasy doszedłem do wniosku, że nie jest to trasa sprzyjająca szybkiemu bieganiu. Postanowiłem pobiec na luzie bez presji wynikowej, chcąc tym razem przetestować zupełnie inną taktykę niż na Maratonie w Dębnie. Plan zakładał tempo w okolicach 5.00-5.10 min./km i przebiegnięcie pierwszych 21 km jak najmniejszym nakładem sił, po „połówce” chciałem sprawdzić na ile realne jest w moim przypadku przyśpieszenie,
a w najgorszym razie utrzymanie tempa z pierwszej części biegu.
Dużą niewiadomą przed biegiem była pogoda, która w pierwszych dwóch edycjach bardzo dawała się we znaki maratończykom, ale na szczęście w niedzielny poranek było pochmurno, lekki wiatr, warunki prawie idealne do biegania.
Po starcie większość biegaczy mocno rusza do przodu i bardzo muszę się powstrzymywać, by nie zrobić tego samego. Od pierwszego kilometra kontroluję tempo, jeśli biegnę za szybko to zwalniam do założonej prędkości, tak mija pierwsze 13-cie km po stronie polskiej. Na Ukrainie czeka na biegaczy spora niespodzianka, droga, którą biegniemy od 17-ego km … okazuje się drogą szutrową wysypaną kamieniami. Dobrze, że zdecydowałem się na start w stosunkowo nowych butach, które na takiej nawierzchni zapewniają mi maksymalny komfort biegu. Do 21-ego km wszystko przebiega zgodnie z planem, utrzymuję założone tempo, czując minimalne zmęczenie, zwlekam jednak z decyzją o podkręceniu tempa, ciągle dobrze pamiętam „ścianę” z Dębna. Na 29-ym km trasa wraca na asfalt, profil stopniowo wznosi się, rozpoczynają się długie podbiegi.
Po kolejnych kilku kilometrach zaczynam wyprzedzać pierwszych zawodników, którzy przesadzili z tempem i teraz przechodzą w marsz. Dodaje mi to tylko motywacji i siły, mijam 35-ty km, ciągle czuję się lekko i świeżo, rozglądam się ale nie widzę żadnej „ściany” w którą mógłbym uderzyć… Spoglądam na zegarek, kilometry pokonuję coraz szybciej w tempie poniżej 5.00 min./km.
W mojej głowie zaczynają się kalkulacje, na jaki wynik mogę liczyć, pojawia się szansa na czas poniżej 3:30, stawiam więc wszystko na jedną kartę i wrzucam na 37-ym km „szósty bieg”, przyśpieszam, opuszczam ostatnie punkty żywieniowe by nie tracić cennych sekund. Wbiegam do Jaworowa, kolejni wyprzedzeni biegacze tylko mnie „podkręcają”, na ostatnich 200-300 metrach do biegu przyłącza się ksiądz, finiszujemy w tempie prawie sprinterskim …
Spoglądam na zegar, jest minimalnie poniżej 3:30, jestem bardzo szczęśliwy …
Maraton Roztoczański przypomina mi trochę atmosferę z naszego Maratonu Benedyktyńskiego.
Jest oczywiście nieco inny ze względu na swój międzynarodowy charakter, ale to typowa kameralna impreza skupiająca pasjonatów biegania. Takie imprezy właśnie lubię, gdzie nie ma wielkiej pompy, wypasionych pakietów startowych, a klimat tworzą sami biegacze.
Ogromne wrażenie zrobiła na mnie sama Ukraina … to zupełnie inny świat …
Wspólnie ze mną Maraton Roztoczański przebiegli Paweł i Artur, dziękuję Panowie za wspólne przygotowania, niedzielne wycieczki biegowe i wzajemną motywację.
Dla Artura był to udany debiut maratoński, mam nadzieje że to początek jego przygody i pobiegniemy jeszcze razem niejeden maraton … Zapraszamy do galerii.