Osiemnasty CRACOVIA MARATON to bieg, który na zawsze zmienił moje życie.. To także mój osiemnasty start na królewskim dystansie.. ten, który obok pierwszego maratonu zapamiętam na zawsze… Od początku mojej przygody z bieganiem dystans maratoński budził duże emocje, ponieważ jest bardzo nieprzewidywalny, na końcowy wynik ma wpływ wiele czynników.
Dokładnie sześć lat od debiutu postanowiłem kolejną próbę „trójkołamania” przeprowadzić znowu w Krakowie, zaczynałem powoli myśleć, że moja „niemoc” tkwi chyba w mojej głowie … Na maraton jechałem z mieszanymi odczuciami, z jednej strony nie czułem się jakoś w „wybornej” formie, kilka zaplanowanych treningów z powodu choroby musiałem odpuścić, do tego inne sprawy osobiste mocno absorbowały moją uwagę w ciągu ostatnich kilku tygodni, z drugiej zaś niespodziewany start w rzeszowskim półmaratonie i osiągnięty wynik pokazywał, że jestem w lepszej dyspozycji niż rok wcześniej.
Ale po kolei …. Mój debiut w maratonie miał miejsce właśnie w Krakowie 28 kwietnia 2013r. gdzie królewski dystans pokonałem w czasie 3:37:40. Potem było kilka kolejnych, przebiegniętych z lepszym lub gorszym skutkiem. Tak, tak … również były słabsze maratony gdzie doświadczyłem tzw. „ściany” zmagając się z ogromnym zmęczeniem i niemocą…
Jestem osobą, która uparcie dąży do celu, ale myślenie o „łamaniu” 3 godzin w maratonie było na tym etapie czystą abstrakcją. Trenując systematycznie, ale jednak bez określonego planu, biegałem dość chaotycznie różne jednostki treningowe, nie do końca rozumiejąc po co są i jak należy je robić. Pozwoliło mi to wystartować 24.04.2016r. w Orlen Warsaw Marathon i nabiegać przyzwoity wynik 3:09:28, który był dla mnie dużym zaskoczeniem. W tym właśnie momencie zrozumiałem, że czas poniżej 3 godzin jest realny, że stać mnie na to …
Znając okoliczne środowisko biegowe, poprosiłem o pomoc Roberta Preisnera z Przemyskiego Klubu Biegacza, którego wiedza i doświadczenie maratońskie nie ma sobie równych. Moje treningi pod okiem Roberta stały się
bardzo uporządkowane, znacznie zwiększyłem objętość, przechodząc z systemu 4x/tydz. do 6x/tydz. Na początku nie rozumiałem dlaczego mam biegać dokładnie założonym tempem a podstawowym problemem stało się za szybkie bieganie…
Po kilku miesiącach współpracy wróciłem w kolejnym roku na Orlen Marathon kończąc go z czasem 3:04:34 poprawiając o 5 minut „życiówkę” ale czując pewien niedosyt. Wydawało mi się wówczas że „trójka” pęknie łatwo a tymczasem okazało się, że to nie takie proste … Kolejne próby przybliżały mnie do wymarzonego wyniku… 3:04:02 – 18. Poznań Maraton czy w końcu zeszłoroczny 17 Cracovia Maraton i 3:01:30 podczas, którego zabrakło niewiele…
Wracając do samego biegu … W tym roku do końca nie myślałem o czekającym mnie maratonie… choć oczywiście rozmowy schodziły na temat biegu, taktyki, odżywiania, możliwej pogody tych wszystkich elementów, które mają wpływ na końcowy wynik … W dniu startu doświadczenie nauczyło mnie nawyków, które zawsze towarzyszą mi przed maratonami, są sprawdzone i robię je niejako automatycznie.. Stojąc w strefie startowej <3:00:00 nie czuję emocji do momentu odliczania przez spikera… Ruszamy, pada deszcz.. jest chłodno.. wymarzona pogoda …
Pierwsze dwa kilometry mijają znacznie za szybko co trochę mnie niepokoi, ponieważ wiem, że takie „przestrzelenie” zaplanowanego tempa mści się po 30-tym km w momencie kiedy zaczyna się prawdziwy maraton… Wyhamowuję do zakładanego tempa i tak mijają kolejne km, biegniemy z Robertem cały czas w zasięgu wzroku, na półmetku spoglądam na zegarek i jest 1:28:00, tylko dwie minuty zapasu, Robert krzyczy żebym przyspieszył, ale ja czuję już w nogach te 21 km i dopadają mnie wątpliwości … Biegniemy na Nową Hutę, najmniej ciekawą część trasy, utrzymuję zakładane tempo, wiem że po „nawrotce” będziemy biec pod wiatr wracając na krakowski Rynek … Wychodzę na prowadzenie grupki biegaczy starając się zachować tempo w okolicach 4:15 min/km, mijam tabliczkę z 32 km i dzieje się coś przedziwnego… nie czuję zmęczenia, spokojny oddech, noga równo „kręci”, do mety „tylko” 10 km, obliczam pozostały czas i nabieram wiary, że właśnie pojawia się szansa jakiej nigdy nie miałem… mam pewien zapas czasu… teraz myślę tylko czy „dowiozę” to dobre samopoczucie do 35 km i kolejnej maty pomiarowej… Mijają kolejne km … wiem, że muszę walczyć, drugiej takiej szansy mogę nie mieć … jest zapas ale to maraton i wszystko jeszcze może się zdarzyć… na 39 km mijam ciemnoskórą zawodniczkę… co jeszcze bardziej mnie mobilizuje… Ostatni podbieg z poziomu bulwarów na Rynek i został 1 km… teraz już biegnę na maksa chcąc urwać cenne sekundy… ostatnia prosta i widzę zegar… jest ogromna radość … czeka na mnie Sebastian … Zrobiliśmy to….
Jest duma … tak tworzy się moja historia … 2:58:07 ?
Chciałbym w tym miejscu podziękować w szczególny sposób Robertowi Preisnerowi za okazaną pomoc i wiarę, że w końcu to zrobię ?. Podziękowania również dla mojej rodziny, która dzielnie znosiła te długie miesiące kiedy niestety byłem „gościem” w domu. Sukcesu nie byłoby również bez moich „Sokołów”, dziękuję za to że zawsze mnie wspieracie, za wspólne treningi i wzajemną motywację. Co będzie dalej…? Oczywiście moje zapowiedzi o „wcześniejszej emeryturze biegowej” są mocno przesadzone, niemniej jednak moje cele biegowe się zmienią. Od zawsze najlepiej czułem się na dystansie półmaratońskim oraz biegach terenowych.. Do zobaczenia na biegowych trasach ?
Jacek Maślanka