Jeszcze kilka lat temu imprez biegowych w zimie było jak na lekarstwo, dziś wielu biegaczy przekonuje się o zaletach biegania w niskich temperaturach. Taką właśnie propozycją jest organizowany przez OTK Rzeźnik – II Zimowy Maraton Bieszczadzki podczas którego rozgrywany jest także bieg na 10 km – II Bieszczadzka Dycha.
Wspólny start obydwu biegów nastąpił w niedzielę 31 stycznia o 7:30 z centrum Cisnej, skąd na trasę wyruszyło łącznie ponad dziewięćset biegaczy. Po dwóch kilometrach trasy Maratonu i Dychy rozdzielają się. Pierwsze 6 km prowadzi po asfalcie fragmentem Wielkiej Obwodnicy Bieszczadzkiej w stronę Komańczy, powoli i systematycznie przeciskamy się z Artkiem do przodu, wymijając kolejne grupki biegaczy, zaczyna padać grad, ale nikomu to nie przeszkadza. Skręcamy na drogę stokową wokół masywu Hyrlatej, zaczyna się długi podbieg i problemy z przemieszczaniem się, warstwa lodu na drodze uniemożliwia szybki bieg, biegacze wolno pną się do góry, poruszając się poboczami. Od 15 km zbiegamy, a nieco grubsza warstwa śniegu pozwala mocniej wcisnąć „gaz”, na 17 km trasa wraca na asfalt, kierując się w stronę miejscowości Majdan gdzie skręcamy na „stokówkę” prowadzącą do Karczmy Brzezinak. Kręta droga prowadzi cały czas po górę, staram się trzymać równe tempo, systematycznie doskakuję do kolejnych grupek biegaczy. Na 33 km trasa skręca na wąską ścieżkę i zaczyna się karkołomny ze względu na lód i błoto pośniegowe zbieg do Karczmy, widzę kilka upadających osób. W Karczmie spore zaskoczenie, ponieważ organizatorzy poprowadzili trasę przez jej środek, a na biegaczy czeka full wypas: opiekane ziemniaczki, zupa, coś mocniejszego do wypicia, aż chce się zostać na dłużej … Pokusa ogromna, wypijam dwa kubeczki coli i dalej w drogę. Znowu podbieg, intuicyjnie wyczuwam że za chwilę pojawi się trudne miejsce o którym mówiono na odprawie. Prawie wszyscy przede mną przechodzą w marsz, biegnę bardzo powoli, wymijam kilka osób i docieram do stromego podejścia gdzie muszę przejść w marsz i prawie na kolanach wrócić na drogę „stokową”. Zaczyna się długi zbieg w kierunku Cisnej, na to czekałem … przyspieszam. Mijam po drugiej stronie drogi wielu biegaczy, którzy powoli poruszają się do góry, część z nich idzie, widzę Bogdana i Jacka, pozdrawiamy się nawzajem; 41 km i kolejny podbieg, tym razem krótki, staram się oszacować końcowy czas i szanse na zmieszczenie się w czterech godzinach. Na 43 km wolontariusze kierują biegaczy na tory kolejki wąskotorowej, całe szczęście że to tylko kilkaset metrów, jestem w Cisnej, do pokonania zostaje 600 m podbiegu do samej mety, „przyciskam” mocniej, wymijam jeszcze z 3-4 osoby i finisz … plan wykonany …. Na mecie czekają na mnie Ewa z Marcinem pomagając dotrzeć do stołówki.
Gratulacje dla ekipy Jarosławskiej Grupy Biegowej „Sokół”, która przyjechała na zimowe bieganie po Bieszczadach; brawa dla maratończyków Artka Szyka, Bogdana Gałuszki oraz naszych wyjadaczy ultra: Ewy i Jacka Jackowskich. Trasę Zimowej Dychy pokonali: Ewa Szymańska, Marcin Stempak (jak twierdzą z małym niedosytem), Jola Mickiewicz oraz Bartek Skrzyniarz.
Ten bieg to dla mnie zupełnie coś nowego, ciekawa przygoda pokazująca nieco inny wymiar biegania. Do zobaczenia na kolejnych biegach organizowanych w Bieszczadach, a tymczasem widzimy się za kilka dni w Oleszycach.