W życiu każdego człowieka przychodzi taki moment, kiedy zostawia się przeszłość za sobą i robi się kolejny krok do przodu. Takim biegowym cudem dla amatora jest każda kolejno pokonana odległość – począwszy od początkowych kilometrów a na królewskim dystansie maratonu kończąc. Tak to 29 listopada 2015 zmierzyłem się z przeszło czterdziestoma dwoma kilometrami i stu dziewięćdziesiąt pięcioma metrami.
Nieprzypadkowo wybrałem serce pięknej Toskanii, z którą wiążę tak wiele miłych wspomnień – Florencję. Od wielu lat mieszka tam moja najbliższa rodzina – siostra i szwagier a impulsem do biegu były narodziny dwóch najpiękniejszych istot na ziemi – Zośki i Mikołaja, którym ten bieg dedykowałem. Przebiegnięte kilometry i pot treningowy, ogromny wkład pracy nad sobą oraz doświadczenie innych startów w zawodach i koncentracja pozwoliły mi trzymać emocje na wodzy.
Przeddzień oraz poranek startowy był zwyczajny – wszystko zapięte na ostatni guzik, buty, strój, koszulka, numer, żele, woda, poranna toaleta, kawa i narastające emocje. Cieszę się i każdemu życzę start w tak dużej imprezie – po usłyszeniu strzału startowego i zobaczeniu swojej drużyny wsparcia ruszyłem spokojnie, mijając dziesiątki rozentuzjazmowanych biegaczy z całego świata. Mijając piękne uliczki, uśmiechniętych ludzi, słuchając wszechobecnej muzyki nie myśli się o zmęczeniu – wchłaniałem atmosferę i poczucie euforii z każdym przebiegniętym kilometrem. Nie śpieszyłem się – ten bieg był tylko dla mnie – cały czas kontrolowałem sytuację. Radość, która zaczyna człowieka ogarniać, szczególnie po 38 km, jest nie do opisania. Na ostatnich czterech kilometrach delikatnie zwolniłem, podziwiałem piękne miejsca, widziałem walkę innych biegaczy, w głowie już widziałem siebie na mecie z medalem. Mimo lekko odczuwalnych skurczy i zmęczenia, z ogromnym uśmiechem, i rękami wyciągniętymi w geście zwycięstwa przekroczyłem linię mety na Piazza Santa Croce. Tak w niecałe dziewięć miesięcy treningów ze zwykłego przechodnia stałem się maratończykiem. Ochłonąwszy trochę już zasiadam ze znajomymi, by wybrać kolejne miejsce, miasto, trasę. To jest piękne.
Dziękuję wszystkim, którzy dopingowali i wspierali mnie w trakcie – wasza obecność sprawiła że biegło się naprawdę lekko.